Klawo, Egon, jak cholera! Meik Wiking "Hygge. Klucz do szczęścia". Recenzja
W państwie duńskim nie dzieje się tak źle, jak Shakespeare
kazał nam wierzyć. Nie dość, że Duńczycy mają Grenlandię i zamiast Janka
Muzykanta czytają baśnie Andersena, to jeszcze specjalistyczne badania
notorycznie stawiają ich na podium w klasyfikacji najszczęśliwszych narodów
świata. Są tak bardzo happy, że zdecydowali się powołać specjalny ośrodek
badający ów fenomen. My mamy Instytut Pamięci Narodowej, Duńczycy - Instytut
Badań nad Szczęściem. Cóż, jedni
preferują drużynowe wyprawy łowieckie na tereny przeszłości i strzelanie do
ofiar przeterminowanymi faktami, inni cenią sobie moment bieżący na parapecie
kuchennym z ciepłym kocem i grzanym winem. Czyli to, co w Danii nazywają hygge.
![]() |
| Kadr z duńskiego serialu Gang Olsena |
Hygge od jakiegoś czasu odmienia się u nas na wszystkie
sposoby. Można wręcz zawyrokować, że modę na hygge czeka sukces porównywalny do
tego, jaki spadł na żywność bezglutenową, męskie brody i krav maga. Fajnie, ale
czym jest to ustrojstwo, któremu Meik Wiking - notabene dyrektor wspomnianego
Instytutu Badań nad Szczęściem - poświęca grubo ponad 200 stron ? Otóż po
analizie przeczytanego materiału wniosek jest jeden i bezdyskusyjny: hygge to
stan dobrego samopoczucia, jaki osiąga się po zapaleniu świeczek...
Czym jest szczęście? Świeczką!
Tak, wiem - trywializuję. Niemniej, jeśli spodziewasz
się po tej książce kompleksowej, godnej instytutu badawczego recepty na
szczęście, to możesz być rozczarowany. Wnioski są bowiem następujące:
1. Aby osiągnąć stan hygge, należy mieszkać w Danii (a
najlepiej być Duńczykiem, bo Duńczyk obcokrajowca prędko do kręgu - jakże hyggelige!
- swoich znajomych nie dopuści). Tylko Duńczycy są hygge, choć inni depczą im
po piętach. Holendrzy mają wszak swoje gezelligheid, Norwegowie - koselig, a
Niemcy - Gemütlichkeit. Gdzie różnica?
Ba, Holender nie może być gezellig jesienią, co dla Duńczyka jest nie do
pojęcia, gdyż on najbardziej hygge jest właśnie w okresie jesienno-zimowym.
2. Nie ma hygge
bez fatalnej pogody. Jest to wręcz warunek sine qua non, aby dostąpić szczęścia. Albo
Duńczycy są masochistami, albo Polacy nie doceniają przedwiośnia (okres
roztopów widziany oczami mieszkańców półwyspu Jutlandzkiego powinien być dla
Polaka nieziemską rozkoszą).
![]() |
| Jesień w Polsce kojarzy się z wszystkim oprócz hygge. Może to dlatego w światowej klasyfikacji szczęścia znajdujemy się dopiero na 46. miejscu? |
3. Jeśli nie masz
w kuchni dużego okna z parapetem, na którym możesz swobodnie przysiąść, nigdy
nie doświadczysz prawdziwego szczęścia. Duńczyk siada przy takim oknie i,
dzierżąc w dłoni kubek z ciepłym napojem, automatycznie epatuje hygge.
4. Narąb drewien
i pal w kominku (jeśli mieszkasz w mieście w kawalerce z centralnym
ogrzewaniem, kup dom na wsi). Niestety,
autor nie pisze, czy palenie śmieciami też jest hyggelige.
5. Obżeraj się
słodyczami! Nareszcie dobra wiadomość, która idzie wbrew tendencjom skazującym
cukier na banicję. Ciasta, kremy, dżemy są hygge! Przeciętny Duńczyk zjada dwa
razy więcej słodyczy niż przeciętny Europejczyk.
6. Noś wełniane
skarpety. To pozornie tłumaczy zadowolone miny polskich mężczyzn paradujących
latem w skarpeto-sandałach, jednak w rzeczywistości dowodzi kompletnego braku
zrozumienia idei hygge (na Thora, to jesień i zima są hyggelige!).
7. Kup świeczki...
![]() |
| ... i zapalaj je codziennie |
Duńska hyggiena
Trzeba mieć sporo
złej woli, żeby dostrzegać w tym poradniku jedynie herolda nowej mody. Autor
bowiem stara się owinąć hygge całą tkanką bardziej sensownych argumentów.
Wskazując na znaczenie rzeczy, za które nie trzeba płacić, jako potencjalnie
najbardziej wartościowe, uderza w tony filozofii Wschodu. Rodzina i przyjaciele
są klasyfikowani wysoko w hierarchii wartości, a czas wolny jest, zdaje się,
dobrem narodowym.
Sęk w tym, że utwierdzanie czytelnika w przekonaniu, że
Duńczyk doznaje szczęścia, bo docenia proste aspekty życia, nabiera innych
kolorów, gdy ma się świadomość, że potomkowie Wikingów to jeden z najbogatszych
narodów świata. Fakt, fajnie być hygge w starym domu na odludziu, gdy na zewnątrz
zacina marznący deszcz i człowiek grzeje się w cieple kominka, by potem wrócić do
ciepłego mieszkania w mieście. Gorzej,
gdy chatynka jest twoim jedynym domem, a kominek - głównym systemem grzewczym.
O ile nie spędziłeś siedmiu lat w Tybecie, dokładanie drew do piecyka przez
większą część roku będzie raczej żmudnym obowiązkiem niż frajdą.
To oczywiście nie
oznacza, że koncepcja hygge nie zasługuje na uwagę. Stawiając na pierwszym
miejscu nie posiadanie i konsumpcję, a bycie i dbanie o relacje, pokazuje pewną
mądrość, którą nam, Europejczykom z jej środkowowschodnich rubieży, trudno
jeszcze zaakceptować. Wciąż chcemy wejść na pułap materialny jeszcze niedawno
dla nas nieosiągalny, ignorując fakt, że od pewnego momentu pieniądze szczęścia
nie dają. Badania dowodzą bowiem, że gdy nasze podstawowe potrzeby są
zapewnione, wzrost dochodów przestaje przekładać się na wzrost satysfakcji z
życia. Problem najgorzej sytuowanych Polaków polega jednak na tym, że wciąż
jeszcze ich "podstawowe potrzeby" nie są zagwarantowane bądź są
gwarantowane jedynie tymczasowo, reszta rywalizuje w konkursie o to, kto będzie
się lepiej prezentował na drabince społecznej. Jak zatem wyjść z tego błędnego
koła? Cóż, wróć do punktu nr 7...
Hy(g)bryda
W zasadzie nie wiadomo,
z czym mamy do czynienia. Jedyny bezsprzeczny fakt jest taki, że chodzi
o książkę. Ale wejściówka do Legolandu dla tego, kto wskaże, do jakiej
kategorii ją zakwalifikować. Przewodnik po Kopenhadze, książka kucharska,
broszura promocyjna producentów kominków, rozmówki polsko-duńskie, pomocnik praktyczny à la Adam Słodowy, traktat
filozoficzny?... Takie potpourri sprawia, że tekścik można machnąć
ekspresowo i jakby od niechcenia, choć z nieodpartym poczuciem przeglądania
(dowolnego, byle skandynawskiego) lajfstajlowego katalogu. To, co dla jednych
będzie zaletą, dla innych już niekoniecznie. Dola katalogu polega bowiem na tym,
że po pierwszej eksploatacji, w najlepszym wypadku, ląduje na rosnącym stosiku
czasopism obok sedesu, w najgorszym - wędruje na makulaturę. Tak czy inaczej,
popada w zapomnienie. Nie podejrzewam, aby książkę Wikinga czekało miejsce
zesłania w toalecie, tym bardziej że jej szata graficzna cieszy oko i ładnie
zaprezentuje się w domowej biblioteczce. Jednak jej treść nie pozostawi w
pamięci niezatartych śladów (czytaj: nie będziesz miał emocjonujących snów o
kameralnym wieczorku przy kominku z grzanym winem i grami planszowymi).
![]() |
| Bzdura! Każdy Polak wie, że najbardziej hygge nie są wcale napoje gorące, lecz wyskokowe! |
Meik Wiking, Hygge. Klucz do szczęścia, przekład: Elżbieta Frątczak-Nowotny, Wyd. Czarna Owca, Warszawa 2016







Komentarze
Prześlij komentarz