Magic Mike? Michael Matthews "bigger, leanner, stronger". Recenzja


Otwierasz książkę o treningu i

natrafiasz na typową galerię "przed/po" z panelem roznegliżowanych kolesi prężących swoje ciała do obiektywu. Masz dwie opcje: z prychnięciem sceptyka odkładasz poradnik na półkę w księgarni (lub gdziekolwiek jesteś) i złorzecząc szarlatanom idziesz zjeść ciastko owsiane ALBO bierzesz na klatę fakt, że męskie ciało jest fajne (w końcu, skoro sięgnąłeś po tę publikację, legitymizujesz ów fakt) i widzisz w tych fotach coś więcej niż chwyt marketingowy. Powiedzmy sobie szczerze, trudno dziś cokolwiek sprzedać baz atrakcyjnej reklamy. Autor posłużył się zatem zdjęciami osób, które trenując jego metodą osiągnęły rezultaty dowodzące jej skuteczności. Czy planując zakup używanego samochodu kluczowym czynnikiem mającym wpływ na twoją decyzję byłby jego opis czy raczej fotografie? Jedno i drugie, prawda? No właśnie,  i to proponuje Michael Matthews. 

Stara szkoła

Możesz odetchnąć z ulgą. Nikt nie będzie ci kazał podwieszać się na chustach, by wykonywać jogiczne ewolucje, lub walić młotem w oponę. Bo, jak przekonuje Matthews: 
"Prawdziwa naukowa wiedza o tym, jak wypracować znakomitą formę fizyczną, okazała się bardzo prosta - o  wiele prostsza niż chcą nam wmówić branże fitnessu, suplementów i zdrowotna. Ta prawda była jak policzek wymierzony wszystkim tym bzdetom, jakie słyszymy w telewizji, czytamy w czasopismach i widujemy w siłowni."
Dlatego, jeśli do tej pory nie wyrzuciłeś ławeczki i sztangi, historia - choć głównie autor tej książki - przyznaje ci rację.


Osobiście nie łapię się na haczyk krzykliwego hasła: "Ponad 200 000 sprzedanych egzemplarzy". Wystarczy mi rzut oka na sylwetkę Matthewsa, żeby uznać, że to nie ściema. O ile sądzę, że nie ma jednej metody, która każdemu gwarantowałaby taką rzeźbę, jaką Matthews prezentuje na zdjęciu obok, o tyle podejście autora wydaje mi się racjonalne, tym bardziej, że podpiera je solidnymi argumentami, niejednokrotnie sięgając po wyniki różnych badań prowadzonych przez zespoły naukowe z całego świata. I nie ogranicza się tutaj bynajmniej do eksperymentów potwierdzających jego tezy. Mierzy się z tymi, które są jak kijki w szprychach kół jego rozpędzonej maszyny. Dementuje je, podważa, poddaje w wątpliwość. Wierzyć mu czy nie, to inna sprawa, gdyż analiza badań często wykracza poza nasze kompetencje, a same instytuty badawcze powiązane są siatką zależności. Niemniej, zdecydowanie łatwiej przekonać się  do kogoś, kto do bronionej sprawy nie podchodzi dogmatycznie lecz jest gotowy na otwartą dyskusję.  Tak jak Matthews.  







Sucha masa, sucha treść

Pamiętasz jeszcze te zdjęcia z kolesiami eksponującymi muskuły? To będzie tyle, jeśli chodzi o grafikę. Jeśli przyzwyczaiłeś się do czerpania wiedzy z kolorowych czasopism i patetycznych cytatów motywacyjnych, możesz być zawiedziony. Książka liczy grubo ponad 400 stron, z czego 40 poświęconych jest na przypisy bibliograficzne. Zbladłeś? Cóż, trening nigdy nie wygląda tak estetycznie jak w świecie Men's Health, prawdziwy progres wymaga wiedzy, a nie atrakcyjnej szaty graficznej. Z drugiej strony fakt, że Matthews skupia się głównie na treści, dowodzi jego kompetencji i wnikliwości, co może tylko przysłużyć się tobie i twoim mięśniom, jeśli tylko podążysz w ślad za jego wskazówkami. 
Według autora, nic tak nie buduje mięśni, jak dźwiganie dużych ciężarów. Zaś logika treningu jest prosta:

" Chodzisz do siłowni po to, żeby stać się większy i silniejszy, co stawia przed tobą cztery proste wymagania: wykonuj odpowiednie ćwiczenia, z czasem podnoś coraz większe ciężary, zachowuj prawidłową dietę i zapewniaj sobie dość odpoczynku." 

Skąd więc te 400 stron, skoro to takie proste? Ano stąd, że autor podchodzi to tematu kompleksowo i w sposób zniuansowany. Porusza zarówno kwestie techniczne samego treningu, jak i motywacji, diety, fizjologii czy suplementacji. 

Dla takich efektów warto przekartkować nawet 400 stron. Choć to tylko pierwszy (najłatwiejszy?) krok.


Konkret

Jeśli chodzi o ćwiczenia, Matthews obiecuje, że trenując jego metodą możesz przybrać nawet 5 do 7,5 kg masy mięśniowej w przeciągu trzech miesięcy. Co do diety twierdzi zaś - odcinając się tym samym od ortodoksyjnych przeciwników węglowodanów - że cukry proste nie są takie złe, za jakie przyjęło się je uważać:

"W przeciwieństwie do (obecnie) rozpowszechnionego poglądu nie jest ważne, ile jesz węglowodanów ani jak wysoko skacze poziom insuliny w ciągu dnia. Bilans energetyczny to pierwsze prawo termodynamiki w praktyce: zapasy tłuszczu nie powiększą się bez nadwyżki energetycznej ani nie uszczuplą bez restrykcji kalorycznych. To dlatego badania wykazują, że jeśli dostarcza się mniej energii, niż spala, ludzie gubią tłuszcz w równym stopniu na diecie wysokowęglowodanowej jak na niskowęglowodanowej."

Już za tego rodzaju opinie powinieneś zainteresować się tą książką, bo może będziesz mógł zamienić ciasto owsiane na pszeniczne... 
Cudowny przepis na zgrabną sylwetkę? Nie do końca. Receptą jest ciężka praca w trybie 1-2 (ilość grup mięśniowych trenowanych dziennie) / 4-6 (ilość powtórzeń w serii) / 9-12 (ilość serii podczas treningu) / 3-4 (czas odpoczynku między seriami liczony w min.) / 45-60 (czas całego treningu liczony w min.) / 5-7 (częstotliwość - liczona w dniach - treningu grupy każdej mięśniowej) / 8-10 (po tylu tygodniach należy ci się chwila odpoczynku). 
Przy czym w opinii Matthewsa kluczowe dla uzyskania efektów widocznych na okładce są z grubsza cztery ćwiczenia. Wyciskanie na ławeczce to klasyk, więc na pewno się go spodziewałeś. Ale poza nim liczą się jeszcze martwy ciąg, przysiad i wyciskanie żołnierskie. Taki zestaw gwarantuje optymalny rozwój górnej i dolnej części ciała. 

To już koniec - rozciągnij się


Oczywiście Matthews nie deprecjonuje zbilansowanego jadłospisu i podkreśla fatalny wpływ niektórych węglowodanów na zdrowie. Rozprawia się również z mitem, że nie trzeba liczyć kalorii. Otóż według niego jest to - obok treningu na wyżej opisanych zasadach - klucz do sukcesu. Bilans dodatni jeśli budujesz masę, ujemny podczas redukcji i zrównoważony podczas fazy podtrzymania.* 
Nie trzeba chyba  dodawać, że autor jest absolutnym przeciwnikiem "prochów". Poświęca natomiast cały rozdział suplementom, wśród których za najkorzystniejsze dla nas uważa witaminę D, multiwitaminę oraz stary (nie)dobry tran. 

Podumowując:
- kluczem są 4 fundamentalne ćwiczenia (ławka, przysiad, martwy ciąg, wyciskanie żołnierskie)
- należy ćwiczyć z dużymi obciążeniami i robić niewielką ilość powtórzeń (4-6)
- trening jest intensywny, ale trwa tylko ok. 45 minut
- bilans kaloryczny musi się zgadzać
- mięśnie rosną, gdy mają zapewniony odpoczynek 

Chwyt marketingowy? Mike Matthews udowadnia, że nie. 


Co teraz? Schowaj TRX do szafy i odkurz żelastwo! 


Michael Matthews, Bigger, Leaner, Stronger (Umięśniony/Szczupły/Silny), przekład Jakub Krause, Wyd. Aha! 2017 

* W kwestii odżywiania polecam inną książkę tego samego wydawnictwa, gdzie autor podaje kompletne tabele kaloryczne z całościowo rozpisaną dietą w zależności od tego, czy jest się na redukcji, czy na "masowaniu": Olivier Lafay, Skuteczne odżywianie w treningu i sporcie, przekład Łukasz Musiał, Wyd. Aha!, 2014 (znajdziesz ją tutaj
 

Komentarze